Perspektywa IzyZastanawiam się gdzie jestem.
Biały tunel, szereg ławeczek ustawionych wokół ciągnących się torów. Z
jednej strony pod ceglanymi pofarbowanymi łukami białe drzewa,
konkretnie to chyba wierzby ze spuszczonymi w dół jasno różowymi
kwiatkami i kłoda pomalowana ta ten sam kolor co reszta, opartą o dwa
drzewa, na której była powieszona huśtawka. Wszędzie stały po dwie osoby
i rozmawiały. Dwie kreatury z skrzydłami, lub człowieka z tym
stworzeniem. Aniołki płci żeńskiej miały białe sukieneczki sięgające
przed kolana, a męska część biały T-shirt i spodnie. Prawie w żadnym
przypadku nie zdarzyło się, aby w parze były dwie osoby tej samej płci. W
tej chwili wolna była jedynie huśtawka, ale nie przeszkadzało mi to
gdyż i tak to właśnie na niej chciałam usiąść. Odepchnęłam się dwa razy i
zamknęłam oczy, myśląc o nim.
A.L-Możesz ze mną porozmawiać w
realu, bo nie koniecznie chce mi się czytać w twoich myślach.-Czy to...
haha, ześwirowałam.-Nie na razie jesteś normalna, ale ja zeświruje jak
nie porozmawiamy w cztery oczy. Tak by było wygodniej dla nas
obojga.-Momentalnie podniosłam powieki i to co ujrzałam, kogo mnie
wstrząsnęło.-I jak jestem prawdziwy? Widzisz mnie?
I-Loui?
L-Zgadza się skarbie.
I-Ale, ty masz skrzydła?
L-Tak
jakby. Jestem aniołem Louis'a.To nie tak, że on nie żyje tylko każdy ma
swojego sobowtóra z piórkami na plecach, który nad wami troszkę czuwa i
od bardzo głupich rzeczy stara odciągnąć.
I-Ja też mam?
L- No oczywiście, i to jakiego mmm.
I-Opowiedz mi o niej, czyli o mnie w zasadzie.
L-No jesteś fantastyczna, piękna, inteligentna, cudowna, mądra, a w tamtej sukience, taka sexi.
I-Haha, dobrze wiedzieć. Mogę ją zobaczyć?
L-Wątpię, raczej w takich sytuacjach jak ta jest to niemożliwe. Dopiero po śmierci scalicie się w jedność.
I-Ale to dziwne, dlaczego akurat z tobą?
L-No widzisz. Zazwyczaj to druga połówka przychodzi do ciebie, żeby pocieszyć i nawrócić do świata żywych.
I-Czyli ty znaczy Louis jesteś moją drugą połówką?
L-Mhm, prawdopodobnie tak, no chyba że znajdę kogoś innego.
I-Czyli to ty sterujesz w kim się zakocha i będzie z nim na wieki wieków?
L-Tak,
a teraz chodź ze mną muszę ci coś pokazać.-Szłam z nim ramię w ramie,
aż dotarliśmy do takiego jakby studio. Podszedł do komputera i przed
nami wyświetlił się w powietrzu ekran. Na jednym z rzutów byłam ja
leżąca na łóżku szpitalnym i chłopaki oprócz Lou i blondaska. Natomiast
drugi pokazywał Louisa, który kłócił się o mnie z El. Wow,aż nie wierzę.
I-Gdzie Niall i Kate?
L-Czuwali nad tobą całą noc, więc chłopcy ich zmienili, a oni śpią u siebie.
I-Oh, jacy kochani.
L-A jaki ja byłem dla ciebie dobry.
I-Czy ja wiem, czy zrzucenie na mnie winy za niby rozwalenie twojego byłego związku jest dobre.
L-Nie
chodzi mi o to.-Kliknął kilka pstryczków i po chwili cofnęło film do
momentu w którym jest pokazane jak mi się przygląda, oddaje dla mnie
krew, a potem przeprasza i całuje w czoło po czym wychodzi.-Tak byłem
idiotą, ale naprawiłem to i dzięki temu jeszcze żyjesz, a i przydałoby
się, żebyś się już obudziła więc...
I-No to cześć.-Przytuliłam go i
zamknęłam oczy, a kiedy z powrotem je otworzyłam nade mną stali
chłopcy.-Mmm, niewygodnie, szyja mnie boli.
H-Haha to chyba najmniejszy problem, a jak chcesz to potem zrobię ci masaż. -Poruszał zabawnie brwiami i złośliwie się uśmiechnął.
Z-No wreszcie ile można spać.
Li-Miło cię widzieć z powrotem, Zayn dzwoń po Kate i Niall'a.
Z-A no tak, już dzwonię. Może do Kate pierwszej, żeby się zebrała.
I-Tak, to dobry pomysł.
Z-...Kate?...tak,tak
wstała... ale spokojnie...tak dobrze...wręcz rewelacyjnie...że szyja ją
boli...haha wszystko dobrze,... naprawdę...nie przeżywaj tak....to
zbieraj się a ja dzwonię po Horana...tak... to cześć. Martwi się.
I-Haha właśnie słyszę.-Nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wparował lekarz.
Doc-Witam,
obudziła się panienka, wieczorem przeprowadzimy badania i na ich
podstawie ustalimy kiedy bedziesz mogła wyjść, a znajomi mają opuścić
twój pokój do godziny 18.-Przełączył mi rurki po podłączane do moich
nadgarstków i wyszedł.
H-Ale ham-Nagle usłyszeliśmy
pukanie.-Proszę.-Tym razem do pomieszczenia wszedł Louis z bukietem.
Chłopcy lekko zmieszani odchrząknęli i zaczęli coś wymyślać i wyszło na
to, że idą pogłaskać koty w spożywczaku, żeby kupić mi koszulkę na
wyjście ze szpitala. Tak, to kompletnie nie ma sensu. Gdy już opuścili
moją salę, Tomlinson nadal stał pod ścianą zamyślony. Po kilku minutach
milczenia nie mogłam już tego znieść więc pierwsza się odezwałam, choć
zastanawiałam się czy mam być zła czy miła. W końcu zdecydowałam się na
neutralne.
I-Cześć.-dopiero wtedy się ocknął, podszedł do mnie jakby lekko przestraszony, wręczając mi białe róże.
L-Cześć
i przepraszam, że jestem największym h**em jakiego świat widział.
Dlaczego nie uwierzyłem tobie i chłopakom tylko El.-Raczej stwierdził
niż zapytał, a ja nadal siedziałam patrząc na niego jak chodzi w tą i z
powrotem i prowadzi zawzięty dialog z samym sobą.- Nadal tego nie wiem.
Najgorsze to to, że przeze mnie się tak skrzywdziłaś, a ja jak debil nie
zareagowałem od razu tylko musiałem to przemyśleć. Jak ja mogłem.Bardzo
żałuję tego wszystkiego.Ja naprawdę nie chciałem, ja...-już nie mogłam
go słuchać więc mu przerwałam
I-Zaczęło się już robić nudno, chyba wyczerpałeś zapas słów, więc masz prawo wypowiedzieć tylko jedno.
L-Przepraszam.-Uśmiechnęłam
się i wskazałam aby usiadł obok mnie. Nie można się tak długo gniewać,
przynajmniej nie na niego. Tak jak prosiłam usiadł obok mnie i z
niedowierzaniem patrzył w dół na moje nadgarstki. Na ten widok sama się
skrzywiłam, gdyż nie wyglądały za ciekawie. Uniosłam lekko jego
podbródek tak aby spojrzał na mnie.
I-Wybaczam
i nie obwiniaj się więcej.- Znowu lekko się uśmiechnęłam spojrzeliśmy
sobie w oczy i on też się lekko uśmiechnął lecz tym razem to on
delikatnie ułożył sobie mnie w ramionach, zaczął zbliżać swoją twarz
bliżej mojej i chyba nie muszę mówić co się wydarzyło. Po pocałunku
spojrzał na mnie jakby z pytaniem o pozwolenie, co oczywiście uczyniłam i
kontynuowaliśmy pogłębiając je. Na nasze nie szczęście do sali
wparowała reszta włącznie z blondynami, przerywając nasze okazywanie
uczuć.
K-Iz... mhm, czy ja o czymś nie wiem, to już wy z powrotem... razem?
I&L-Cześć Kate, miło że pytasz, tak u nas wszystko dobrze.-Odpowiedzieliśmy razem z czego zaczęliśmy się po chwili śmiać.
Perspektywa KateWow
jestem pod wrażeniem, ja chyba nie byłabym w stanie tak szybko
przebaczyć. Cóż może to właśnie ich więź jest tak mocna. To ich sprawa,
ale będę go obserwować, a jak spróbuje ją jeszcze raz tak skrzywdzić to
własnoręcznie mu wyrwę serce i poszatkuje. Natomiast brunetkę walnę w tą
śliczną główkę za tak szybkie danie mu drugiej szansy, albo jak zwykle
nie będę mogła się długo na nią gniewać i będę pocieszać. Dobra, wracam
do żywych.
K-Czyli kiedy wychodzisz?
I-Eh nie wiem, wieczorem mam mieć badania i potem się okaże.
K-Ach
i z radości wzięłam szampana plus ... nie ważne świętujmy.-Podałam
szampana Harremu, a on go wstrząsnął i korek wyleciał w powietrze, a z
butelki zaczęła lać się jej zawartość. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem, a
Zayn podstawił głowę aby ciecz lała się do jego ust zamiast na podłogę,
co wiązało się kolejną salwą śmiechu z naszej strony.
Z-No a co, miało się zmarnować? Zapamiętajcie sobie, aby nigdy więcej nie dawać mu otwierać szampana.-Mówił wskazując na loczka.
N-Dobra
to ja wznoszę toast za naszą paczkę, niech ta kłótnia tylko wzmocni
więź naszej przyjaźni i w niektórych przypadkach coś więcej.-Popatszył
na gołąbeczki tulące się na łóżku, a następnie na mnie oplatając mnie w
tali a następnie składając mi delikatnego całusa na ustach. Nie wiem
dlaczego ale przymrużonym okiem spojrzałam na Hazze, który na patrzył na
nas i miał jakby smutek w oczach. Czyżby w tym co mówił na imprezie
była odrobina prawdy. Ni wydaje mi się, przecież się uśmiecha. Zostawmy
ten temat każdy z nas brał butelkę i brał kilka łyków. Później
rozmawialiśmy dopóki nie wybiła 17.50 i wszyscy zaczęli się
zbierać.Pocałowałam przyjaciółkę w prawy policzek, a z każdym z
chłopaków się przytuliłam,a ostatnim był Hazza, który mnie delikatnie
przytulił jakbym była zrobiona z bardzo kruchego materiału, który w
każdej chwili może się rozpaść. Natomiast Niall z każdym przybił sztamę,
a Ize pocałował z przeciwnej strony niż ja. -Cześć wszystkim-Powiedział
mój chłopak i po tym jak to powiedział objął mnie jedną ręką w tali i
kierował nas do wyjścia.
Perspektywa Louis'a
Po tym jak wszyscy wyszli ja zostałem jeszcze na 5minut.
L-Iza, ja jeszcze raz chciałem cię przeprosić i...- przerwała mi
I-Nie przepraszaj, po prostu obiecaj, że już nic nas nie rozdzieli. Obiecujesz?
L-No pewnie, że tak. Izabelo Tomlinson, obie...-no znowu co za kobieta.
I-Ło ho hoho, już zatwierdzasz mi swoje nazwisko?
L-Nie
przerywaj. Tak więc Izabelo Tomlinson, obiecuje ci, że nic nie
rozdzieli nas aż do śmierci, chyba że to ty stracisz zainteresowanie
mną.
I-Na razie nie nie straciłam.
L-Na razie?
I-No wiesz jak to jest, kobieta zmienną jest.
L-Osz
ty-Pochyliłem się i zacząłem składać pocałunki na jej malinowych
ustach, ale któś musiał nam przerwać, a tym kimś był lekarz, który miał
brać moją ukochaną na badania. Kiedy odjeżdżał z nią na wózku pomachałem
jej i wysłałem ostatniego na dziś całusa.
-------------------------------------------
Hejka sory, że mnie tak długo nie było,
ale najpierw musiałam poprawiać ocenki,
a potem od razu poleciałam na wakacje.
Więc sorki i mam nadzieje, że się spodoba.
Tak przy okazji jakbyście skomentowali,
to to zachęca mnie do pisania.
Macie jakieś pytania?